Rose:
Gdy się ocknęłam powiedzieli mi, że musimy gdzieś jechać. Chciałam wiedzieć gdzie, ale dostałam odpowiedź, że to ważne i dowiem się na miejscu. Nadal było mi słabo i chciało mi się spać.
- Jesteś cała blada. - Powiedziała Jena.
- Jak bym nie zauważyła, a na dodatek słabo się czuję. - Odparłam sennie. Byłam straszne blada.
- Masz. Zjedz to. - Zak podał mi kanapkę z indykiem i majonezem.
- Dzięki. - Przyjęłam kanapkę i zaczęłam jeść. Kanapka była pyszna. Zjadłam ją z rekordową szybkością.
Dojechaliśmy na miejsce spotkania. Przypomniałam sobie to miejsce. Pamiętne miejsce naszej drugiej ucieczki. Razem z Lissą wyrwałyśmy się na miasto. Oczywiście elita by nie pozwoliłaby nam samym na wypad do miasta - ponieważ Lissa jest królową - więc postanowiłyśmy zwiać.
Zaparkowaliśmy koło przepołowionego dębu niedaleko czarnego SUV-a. Rozpoznałam, że to dworski SUV ponieważ miał przyciemnione szyby.
- Jak się czujesz? - Spytała Jena.
- Nadal jest mi trochę słabo, ale już lepiej. - odparłam.
- I nadal jesteś blada. - powiedziała i przyjrzała mi się bacznie. - Wysiądziesz ostatnia.
Nie miałam sił protestować więc skinęłam głową. Najpierw wysiadła Jena a zaraz za nią Zak. Oboje podeszli od moich drzwi i otworzyli je. Oboje pomogli mi wysiąść z auta. Stanęłam jak wryta gdy zobaczyłam kto wysiadł z auta. Lissa, Eddi, Michał oraz Dymitr zatrzymali się.
Nie byłam jeszcze na siłach a do tego było mi słabo. Zachwiałam się lekko. Jena, która stała przy mnie zauwarzyła to i mnie złapała żebym nie upadła.
Cała zgraja moich przyjaciół ruszyła w moim kierunku. Zak zareagował instynktownie i wyskoczył przede mnie i Jenę.
- Spokojnie oni nie zrobią nam krzywdy. - powiedziałam pośpiesznie widząc jak chłopak szykuje się do ataku, żeby nas obronić. - Są moimi przyjaciółmi.
Zak się rozluźnił na moje słowa i się odsunął. Jena cały czas mnie podtrzymywała. Dymitr dotarł do mnie jako pierwszy. Widząc to Jena puściła mnie bym mogła go przytulić.
Zwarliśmy się w żelaznym uścisku. Odsunął się troszkę by spojrzeć mi w oczy, potem omiótł mnie badawczym wzrokiem. Po Dymitrze wszyscy mnie przytulili - nawet Hans.
- Jesteś strasznie blada. - powiedział Dymitr - trochę przesadził bo nie byłam aż tak blada - znów mnie tuląc - i zimna. - z tym mogę się zgodzić. - Co się stało?
- To długa historia, którą Rose wam powie po drodze - odparła Jena.
- Co?! Nigdzie z wami nie pojedziemy! - Krzyknęła Lissa - Po tym jak porwaliście Rose sądzicie, że z wami pojedziemy?!
- Liss, spokojnie. - Powiedziałam odrywając się od Dymitra. - Zaufaj im.
- Co ty mówisz Rose?! - Lissa odwróciła się do mnie.
- Nie zrobili mi krzywdy. No nie aż takiej. - Spojrzałam wymownie na Zak a on spuścił wzrok. - W każdym razie nic mi nie zrobili.
Zakręciło mi się w głowie. Dymitr zareagował bardzo szybko. Złapał mnie i przytrzymał za ramiona żebym nie upadła. Nie lubię być bezbronna i słaba.
- Mamy mało czasu. Powiedziała Jena i spojrzała na mnie. Zrozumiałam o co jej chodziło. Trey się zbliżał.
- Nigdzie z wami nie jedziemy. - odparł Hans. - Zabieramy Hathaway i wracamy.
Kończył nam się czas. Wyczytałam to z miny Jeny i Zaka. Uwolniłam się z obięć Dymitra i dołączyłam do trójki nowo poznanych znajomych.
- Musicie mi zaufać - spojrzałam się na las tak jak pozostała trójka.
- Co się dzieje? - Spytał Eddi.
- Musimy się spieszyć. - powiedziała Jena i jak na znak - bo tak było - Zak kiwnął głową i ruszył w stronę lasu. W tym samym momencie pojawił się przed nami czarny jeep. Ja i Jena wymieniłyśmy szybkie spojrzenia po czym dołączyła do Zaka w lesie.
- O co chodzi? - spytał dotychczas milczący Michał - Co się dzieje?
- Po prostu musicie im zaufać. Musicie mi zaufać. - powiedziałam i spojrzałam na nich błagalnie. Lissa zauważyła, że coś nie gra.
- Rose co się dzieje? - Spytała Lissa. Nie miałam pojęcie co im powiedzieć. Gdy chciałam już coś z siebie wydusić z jeepa wysiadła Wiktoria.
- Musimy jechać. - powiedziała a ja byłam jej wdzięczna.
- Ufam ci Rose. I pojadę z tobą. - Powiedział Dymitr.
- Ja też. - poparł go Eddi.
- I ja - odezwał się Michał.
- Rose, wiem, że zawsze poszłabyś za mną w ogień. Ja też bym poszła za tobą w ogień. Choć byś miała protestować. Na tym polega przyjaźń. - Lissa stanęła przy mnie i przytuliła.
- Ale którym autem jedziemy? - spytał Hans - Jak na razie mamy do wyboru trzy.
- Żadnym z tych. - Powiedziała Wiktoria.
- To jakim? Ukradniemy jakieś cy coś? - pytał Hans z coraz większym zirytowaniem. Wpatrywał się w Wiktorie, która kiwnęła głową na szybko pędzącego czarnego Citroena Berlingo Xtr.
- Tym cudem - odparła. Auto się zatrzymało.
- Wsiadać nie mamy dużo czasu. - Odparła Jena, która siedziała za kierownicą. Otworzyły się drzwi i z auta wyskoczył Zak.
- Wsiadać zaraz tu będzie. - ponaglał nas.
Nadal kręciło mi się w głowie a Zak kazał nam się szybko ładować do auta. Zak i Dymitr pomogli mi wsiąść. Po mnie wsiadła Lissa, Eddi Hans a na samym końcu Dymitr i Zak. Siedziałam pomiędzy Lissą a Dymitrem. Nagle coś huknęło w dach samochodu.
- To Aron. - odparła Jena. Wiem, że jest jej chłopakiem bo w drodze na skraj lasu opowiedziała mi o nim. Powiedziała też gdzie pojedziemy po spotkaniu.
- Już się zbliżamy? - spytałam.
- Tak - odparła Wiktoria - Za chwilę będziemy na miejscu.
- Gdzie jedziemy? - spytała Lissa.
- To na razie nie ważne. - Powiedział Zak lekko oschle.
- Nie wiesz do kogo się zwracasz? - spytał Hans. Zawsze trzymał się etykiety, w której pisze, że każdy ma tytułować osoby z królewskich rodów a zwłaszcza królową. - To jest Królowa...
- Może jest WASZĄ królową, ale nie naszą. - Odparł Zak.
- Jak śmiesz mi przerywać!- krzyknoł Hans.
Nagle drogę zastawiło nam auto. Czerwony mustang. Jena zahamowała gwałtownie. A z wozu wysiadła...
- Sydney?! - Krzyknęłam i spojrzałam po moich przyjaciołach. Gdy spojrzałam na Lissę spuściła wzrok.
- Przepraszam, martwiłam się o ciebie więc postanowiłam poprosić Abe o pomoc. Zadzwonił do Sydney. - odparła Lissa. Za Sydney wysiedli zwierzchnicy Abe-a.
- Wszyscy wysiadać! - krzyknął jeden z nich.
- No pięknie. - powiedziałam.
- Trzymajcie się - powiedziała Jena wycofując pojazd.
- Co zamierzasz zrobić? - Spytali jednocześnie Eddi i Michał.
- Coś szalonego. - Odparłyśmy jednocześnie z Wiktorią i Jeną.
- Aron nadal jest na dachu? - spytałam.
- Tak i nam pomoże. - odparła Wiktoria.
- No to zaczynamy. - Powiedział Zak.
Jena zmieniła bieg i wcisnęła pedał gazu. Ruszyliśmy z prędkością, z którą ja jeżdżę codziennie dlatego gdy jadę z kimś innym to ta druga osoba musi prowadzić.
- CO robisz?! - spytał Hans patrząc jak pędzimy w stronę czerwonego mustanga, Sydney i reszty. - Zatrzymaj się!!!
- Nie!!! - krzyknęła Wiki.
- Przygotujcie się! - odparła Jena. Zak się skupił, zapewne Aron, który siedziała na dachu też.
I nagle z Ziemi przed nami podniosła się do góry tworząc rampę. Rozpędzeni wjechaliśmy na nią. Przeskoczyliśmy nad blokadą i wylądowaliśmy gładko.
Jechaliśmy nadal z dużą prędkością.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej pewno wszyscy chcecie mnie zabić za to, że długo nie było rozdziału.
Strasznie was przepraszam. Miałam cały czas zajętą głowę nauką a w dodatku w poniedziałek mam sprawdzian yht..... Cóż poradzić. Trzeba żyć.
Dzisiaj troszkę dłuższy, długo wyczekiwany rozdział. Mam nadzieje, że mi wybaczycie.
A i jeszcze jedno ;) Chcę wam podziękować za to, że czekaliście na ten nieszczęsny 6 rozdział. Następny postaram się wstawić szybciej, nawet zaczęłam go już pisać.
Więc do następnego rozdziału i dziękuję JEŻELI, JEŻELI mnie nie zabijecie.
~Romitri