Muzyka

sobota, 31 października 2015

Rozdział 5

    Sory, że dawno nie wstawiałam rozdziałów. Szkoła mnie wykańcza. Ale cóż trzeba żyć dalej. Oto kolejny rozdział i tak po za tym MIŁEGO HALLOWEEN!!!!!!!!
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Miałam cudowny sen. Nie do końca pamiętam co mi się śniło ponieważ zostałam obudzona.
    - Rose wstawaj. Musimy iść. - Usłyszałam głos Jeny. Otworzyłam niechętnie oczy.
    - Co się dzieje? - spytałam.
    - Później ci powiem. Wstawaj i się ubieraj. - odparła.
    - Która godzina? - powiedziałam wstając z łóżka i biorąc czyste ubrania skierowałam się do łazienki.
    - Jedenasta waszego czasu. - Odparła dziewczyna.
    Wzięłam szybki prysznic, umyłam włosy i ubrałam czyste ubrania. Rozczesałam moje mokre włosy sięgające mi do pasa i związałam w wysoki kucyk. Wyszłam z łazienki i poszłam za Jeną na dół. Usiadłyśmy przy stole i czekałyśmy na Zaka i Wiktorie. W między czasie zrobiłam sobie kanapki z dżemem i masłem orzechowym. Zjadłam kanapki z Jeną i popiłyśmy wodą, która stała na stole.
    - Nareszcie - powiedziała dziewczyna gdy w kuchni zjawiła się długo wyczekiwana dwójka - Co tak długo?
    - Nie mogliśmy go zgubić - odparł Zak.
    - Kogo zgubić? - spytałam zdezorientowana.
    - Treya - powiedziała Wiktoria - Odkryliśmy, że to na ciebie poluje ale nie wiemy dlaczego.
    - Poluje na mnie? - spytałam przestraszona.
    - Tak dlatego cię tu zabraliśmy. Jesteś du bezpieczna. - Powiedziała Jena i uśmiechnęła się pokrzepiająco. 
    - Może chce cię zmienić - pomyślał głośno Zak a dziewczyny zgromiły go wzrokiem.
    - Jak to zmienić? - Nie wiem co o tym myśleć.
    - Gdy wilkołak ugryzie człowieka, dampira lub moroja ten przechodzi zmienia się w wilkołaka. Zyskuje moce takie jak my i może zmieniać postać. - Odparła Wiktoria.
    - Ale jest też ryzyko, że osoba ugryziona może nie przeżyć przemiany - odparł Zak.
    Nagle zrobiło mi się zimno i zobaczyłam czarne kropki przed oczami. Straciłam przytomność.

   Dymitr:

    Obudziłem się o dziesiątej. Rose już nie było w łóżku. Pomyślałem, że jest na dole. Wziąłem jakieś ciuchy z szafy i poszedłem wziąć prysznic. Gdy się ubrałem i zeszłem na dół ale Rose tam nie było. Miała mieć warte o dziesiątej. Przeszukałem cały dom i nigdzie jej nie było. W pokoju na nocnej szafce leżał jej telefon. Zawsze go brała gdy gdzieś szła i jej miało długo nie być.
    Pomyślałem, że może być u Lissy dlatego nie wzięła telefonu. Założyłem swój prochowiec i wyszedłem z mieszkania. Gdy dotarłem pod sypialnie królowej już wiedziałem, że ma gościa. Kłóciła się ze strażnikiem. Zapukałem do drzwi.
    - Proszę - powiedziała królowa.
    - Przepraszam Wasza Wysokość, że przeszkadzam - powiedziałem i zauważyłem Hansa.
    - Nic się nie stało. Hans już wychodził - powiedziała Lissa a Hans skłonił się i wyszedł.
    Hans jest szefem dworskiej ochrony. To wielki zaszczyt i obowiązek.
    - Co się stało Dymitr? - Spytała Lissa.
    - Otóż czy Wasza Wysokość... - nie dokończyłem ponieważ Wasylissa mi przerwała.
    - Dymitr ile razy mam ci powtarzać, że nie musisz mnie tytułować i masz się do mnie zwracać Lissa? - Spytała z uśmiechem.
    - Przepraszam moje wychowanie nie pozwala mi na to.
    Roześmialiśmy się. Kiedy się opanowaliśmy spytałem:
    - Nie widziałaś przypadkiem Rose? 
    - Nie, nie była jeszcze u mnie a coś się stało? - spytała Lissa.
    - Gdy się obudziłem jej już nie było a zostawiła telefon. - Odpowiedziałem. 
    - Może wyszła gdzieś w pośpiechu - powiedziała w zamyśleniu Lissa.
    I w tym momencie do komnaty królowej wpadł Eddi.
    - Musicie to zobaczyć - odparł młody strażnik. Wymieniliśmy z Lissą niespokojne spojrzenia i ruszyliśmy za Eddim.
    - Co się stało? - spytała Lissa gdy dochodziliśmy - Możesz nam wyja...
    Staliśmy jak wryci. Na chodniku obok wejścia do budynku straży była krew i obok niej leżał sztylet... Rose.
    - Przed chwilą gdy ja i strażnik Castile szliśmy do budynku straży zauważyliśmy to - Nagle koło nas pojawił się Hans i wskazał rękom krew oraz sztylet.
    - Sztylet należy do Rose. - Powiedziała Wasylissa - Wiem bo sama jej go podarowałam.
    - Krew też może być jej - dodał Eddi - Pobraliśmy już próbki do badań. Wyniki mają być za dziesięć minut. 
    -  Co tu musiało się stać? - Spytałem wpatrując się w dużą plamę krwi.
    - Strażniku Bielikow - zwróciła się do mnie Lissa - Można prosić na chwilę? 
    - Tak - oderwałem wzrok od krwi i skupiłem się na jej twarzy.
    Odeszliśmy w ustronne miejsce gdzie nikt nas nie usłyszy.
    - Jeśli Rose coś się stało to nigdy już sobie nie wybaczę. - Powiedziałem starając się panować nad sobą.
    - Spokojnie. - Powiedziała - Musimy sprawdzić co się stało i...
    - Co to jest?! - Usłyszeliśmy głos Hansa i się odwróciliśmy. - Wasza Wysokość, strażniku Bielikow spójrzcie na to - Hans podał nam kartkę, na której było napisane:
    "666-784-929 - zadzwońcie a spotkamy się tam gdzie nikt nie szuka nas stoi przepołowiony dąb. Godzinę ustalimy przez telefon. Czekamy".
    - Co to ma być?! - spytała Wasylissa.  
    - Nie wiem - odparł Hans - ale musimy się przekonać.
    - Podaj numer - powiedziałem.
    Zadzwoniłem. Czekałem trzy sygnały.
    - Więc znaleźliście kartkę. A już myślałam, że nie zadzwonicie. - Odpowiedział żeński głos w słuchawce.
    - Kim jesteś? - spytałem.
    - To na razie nieważne - odparła kobieta. - Ważne jest, na którą godzinę się spotkamy.
    Popatrzyłem na Wasylissę i wiedziałem co ma na myśli.
    - O dwunastej. - Odparłem.
    - Zgoda. - Odpowiedział żeński głos po drugiej stronie i się rozłączył. Do dwunastej została godzina więc przygotowaliśmy się do podróży.
    - Pytanie gdzie my znajdziemy przepołowiony dąb. - Powiedział Hans.
    - Przepołowiony dąb?... - powiedziała zamyślona królowa. - Wiem gdzie on jest. Na skraju miasta w przy lesie.
    - A skąd to wiesz? - Spytał strażnik Castile. 
    - Kiedyś wyrwałyśmy się z Rose na miasto bez mojej elity no i chciałyśmy się przespacerować po tutejszym lesie więc podjechałyśmy pod las i tam stał przepołowiony dąb.
    Spojrzałem na zegarek. Była 11:30. 
    - Ile zajmuje podróż? - spytałem.
    - 20 minut.
    - Musimy jechać.
    Szybko skompletowaliśmy drużynę. Poszliśmy do garażu i wsiedliśmy do dworskiego SUV - a. Ja, Hans, Eddi, Michał oraz Lissa. Ja i reszta nie chcieliśmy narażać królowej ale ona się upierała, że musi z nami jechać. Powiedziała, że jeśli Rose jest ranna będzie musiała ją uleczyć a po za tym jest jej najlepszą przyjaciółką i jej nie zostawi w takiej sytuacji.
    Dojechaliśmy na skraj miasta przy lesie zatrzymaliśmy się przy przepołowionym dębie, które wskazała nam królowa. Zostało 10 minut do północy. Czekaliśmy jakieś 5 - 8 minut gdy zobaczyliśmy nadjeżdżającą Hondę. Zaparkowali a z auta dziewczyna w wieku Rose. Za nią wysiadła chłopak. Dziewczyna miała długie kasztanowo rude, kręcone włosy. Chłopak miał krótko ostrzyżone blond włosy z kręconymi końcówkami. Chłopak razem z dziewczyną podeszli do tylnych drzwi samochodu i otworzyli je. Z samochodu wysiadła jeszcze jedna dziewczyna. Dech mi zaparło kiedy zobaczyłem, że dziewczyną, która wysiadła jest...Rose.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Uffff... Piąty rozdział za nami. Ale się rozpisałam. Mam nadzieje, że się podobało i proszę o komentarze bo one na prawdę pomagają mi w pisaniu. Do następnego rozdziału (mam nadzieje, że uda mi się go wstawić w tygodniu xD). 
~Romitri

środa, 21 października 2015

Rozdział 4

    Nareszcie kolejny rozdział. No nie przedłużając zaczynamy.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Obudziłam się i spojrzałam na zegarek na stoliku nocnym. Była 1:30 rano czyli popołudnie dla naszego świata. Dymitr jeszcze spał - co mnie dziwiło bo zawsze wstawał wcześniej - więc nie chcąc go budzić powoli wstałam z łóżka, wzięłam czyste ubrania z szafy i poszłam do łazienki.
    Wzięłam prysznic, umyłam włosy bo były bardzo prze tłuszczone. Po czym przebrałam się i wysuszyłam włosy. Spięłam je w wysoki kucyk i poszłam na dół zrobić sobie śniadanie.
Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. Była 2:06 rano a za niecałe 3 godziny muszę iść na trening. Zjadłam kanapki - bo tylko to potrafiłam zrobić bez przypalania - i wyszłam się przewietrzyć. Wzięłam ze sobą sztylet z resztą jak zawsze. Zastanawiałam się czy nie wziąć ze sobą telefonu ale uznałam, że nie opłaca się go brać zwłaszcza, że będę pięć minut na dworze. Wyszłam z mieszkania i poszłam ścieżką prowadzącą przez mini park. Usłyszałam coś w krzakach. Zatrzymałam się i spojrzałam w tamtym kierunku. Nagle wyskoczyły na mnie dwie osoby. To byli Wiktoria i Zak. Przygotowałam się do obrony. Zaatakowała mnie Wiktoria a Zak zniknął ni z oczu. Nie mogłam się rozejrzeć ponieważ Wiktoria próbowała nie kopnąć w brzuch. Zrobiłam unik. Poczułam mocny bul z tyłu głowy i straciłam przytomność. 
    Obudziłam się w jakimś domku. Z tego co widziałam przez okno po mojej prawej obecnie znajdowałam się w lesie. Przeniosłam wzrok lewą stronę łóżka. Na krześle siedziała Wiktoria czytając książkę. 
    - Widzę, że już nie śpisz - powiedziała.
    - Gdzie jesteśmy? - spytałam. Grunt to zapanować nad strachem.
    - W bezpiecznym miejscu - odparła - Jestem Wiktoria to pewnie wiesz po poprzednim spotkaniu. Na dole są Zak i Jena ich chyba też zdążyłaś poznać. - Powiedziała i podała mi swoją dłoń. Zrobiłam to samo. - Jeśli będziesz głodna to zejdź na dół. - Odparła z przyjaznym uśmiechem - Nie musisz się nas bać. Nie zrobimy ci krzywdy.
    - Wiesz trudno mi będzie w to uwierzyć po tym porwaniu - odparłam podnosząc się z łóżka.
    - Zrobiliśmy to dla twojego bezpieczeństwa.
    - Aha. A tak poza tym jestem Rose.
    - Miło mi. - powiedziała z radością w głosie.
    - Która godzina? - spytałam rozglądając się w poszukiwaniu zegarka.
    - 4:36 - powiedziała
    - Byłam nie przytomna prawie trzy godziny. - Wow nie wiedziałam, że dostałam tak mocno. Dotknęłam tyłu głowy bo po takim uderzeniu powinnam mieć ranę z tyłu głowy. Ale nie.
    - Zak trochę za mocno cię uderzył, ale cię uzdrowiłam.
    - Och... Dzięki. Nie jesteś morojem. - powiedziałam. 
    - Nie. - W tej chwili Zak i Jena weszli do pokoju - Jesteśmy potomkami... - urwała i spojrzała na dwójkę, która weszła do pokoju i kiwnęli głowami na zgodę, ale na co? - ...pradawnego ludu zamieszkujący cały świat. Te tatuaże - pokazała swoje prawe ramie. - to oznakowanie naszego gatunku.
    Tatuaż był w kształcie koła a w środku miał jakieś znaczki. Pozostała dwójka miała takie same tatuaże. 
    - Czekaj to kim w jesteście? - spytałam zbita z tropu.
    - Nie kim tylko czym - poprawił mnie Zak. 
    - Ty jesteś dampirem, twoja przyjaciółka morojem a inni strzygami, ludźmi albo alchemikami - powiedziała Wiktoria.
    - A my jesteśmy potomkami wilków żywiołów. - powiedziała Jena.
    - Mamy żywioły pięciu wilków. Wilka Ognia, Ziemi, Wody, Powietrza i Ducha. Dzięki pozostałym czterem żywiołom nie odczuwamy skutków ubocznych ducha. Męczymy się mniej niż moroje władający tym żywiołem - mówił Zak.
    - Nie odczuwamy mrocznych emocji i mamy silniejszą moc tego oraz pozostałych żywiołów. - Przerwała Zak'owi Jena. 
    - To wszystko jest dziwne. - Powiedziałam.
    - Moroje mają jeden z pięciu żywiołów natomiast my mamy wszystkie - odparła Wiktoria.
    - Mamy większą moc niż najpotężniejsi moroje - odparł Zak - A poz tym moroje uczą się opanować swoje moce natomiast my umiemy je kontrolować ponieważ używamy ich od urodzenia. Moroją objawiają się one dopiero w okresie dojrzewania. - kontynuował Zak.
    - Możemy komunikować się telepatycznie dzięki genom wilka. Możemy też zmieniać postać w wilka większego od para-psa. Nie ulegamy pełni tak jak to przedstawiają w filmach lub opowiadaniach - odparła Jena.
    - A tatuaże dostajemy po naszej pierwszej przemianie - powiedziała Wiktoria.
    - Potrzebuje czasu by to zrozumieć. Zostawicie mnie samą? - mówiłam prawdę. Nie pojmowałam tego. 
    - Jasne - powiedziała Wiktoria - Gdybyś zgłodniała to zejdź na dół. 
    - Wolałabym się przespać jeszcze trochę. 
    - To my zostawimy cię samą. - powiedziała Jena wychodząc z pokoju. Reszta ruszyła za nią. Położyłam głowę na poduszce. Miałam mętlik w głowie. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Zamknęłam oczy i zaczęłam spokojnie oddychać. Po paru minutach zasnęłam. 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Kolejny rozdział za nami. Sory, że nie mogłam go wstawić wcześniej ale miałam za dużo na głowie. Mam nadzieję, że wam się podobał.
PRZYPOMINAM O KOMENTARZACH BO TO NAPRAWDĘ MOTYWUJE DO PISANIA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
~Romitri 

czwartek, 15 października 2015

Rozdział 3

    Kolejny rozdział!!!!! Kto się cieszy??? Miałam dużo czasu więc dzisiaj rozdział będzie trochę dłuższy.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- 

    Usłyszałam przeraźliwe wycie. Otworzyłam oczy przerażona tym dźwiękiem, ale nie tylko mnie obudził ten straszny hałas. Razem z Dymitrem usiedliśmy na łóżku.
    - Co to za dźwięk? Para-pies? - spytałam na pół przytomna.
    - Nie - odpowiedział - Para-psy wyją inaczej. - Przypomniało mi się, że Dymitr był na polowaniu z moimi rodzicami.
    - Więc co to może być? - zadałam to pytanie bardziej sobie niż jemu.
    - Nie mam pojęcia Rose - powiedział Bielikow - śpij dalej.
    - Chyba już nie zasnę. - Odparłam. Byłam rozbudzona.
    - Postaraj się zasnąć bo rano będziesz senna i nieprzytomna. - Nie lubię jak ma racje. Położyliśmy się razem. Spojrzałam na zegarek. Była druga nad ranem a o siódmej musieliśmy wstać.
   Wtuliłam się w niego i zasnęłam. Ranem przebrałam się wypoczęta i zeszłam na dół na śniadanie.
    - Cześć towarzyszu co smażysz na patelni? - spytałam z każdą minutą robiąc się coraz bardziej głodna.
    - Jajecznicę z bekonem. - Odpowiedział z uśmiechem na twarzy. Wyglądał bosko w czarnej bluzce z krótkim rękawem i jeansach. 
    Zjedliśmy śniadanie i udaliśmy się do gabinetu królowej. Weszliśmy a ja prawie wybuchłam śmiechem. Prawie. Dymitr uśmiechnął się na to co zobaczyliśmy. 
    Lissa i Chrystian spali na podłodze. Wyglądali słodko, zabawnie i niewinnie. Uklękłam przy nich i lekko tyrpnęłam.
    - Liss, Chrystian pora wstawać.
    Oboje otworzyli oczy ze zdziwieniem.
    - Rose, Dymitr co wy tu robicie o tej porze? - Spytała królowa.
    - Zawsze przychodzimy do was o 7:35 - oznajmiłam. Lissa była zaskoczona. 
    - Przecież jest druga nad ranem - powiedział ospałym głosem Chrystian.
    - Nie jest 7:36 - odparłam z uśmiechem i wstałam. Lissa spojrzała na zegar wiszący na ścianie.
    - Ona ma racje - odparła wstając z podłogi. Chrystian podążył jej śladem.
    Ja i Dymitr pomogliśmy im wstać i usiąść na kanapie.
    - Słyszeliście to okropne wycie? - spytała Lissa.
    - Nie umieliśmy zasnąć - odparł Chrystian. 
    - Ciekawe co to za zwierze tak wyło - powiedziałam.
    - Było przerażające - powiedziała Lissa. 
    Kiwnęłam głową.
    - Chyba cały dwór to słyszał - odparł Chrystian.
    - Tak - powiedziałam - Co teraz zrobimy? Będziemy polować na to zwierze? 
    - Może już sobie odeszło - powiedziała Lissa.
    - Może - odezwał się Bielikow.
    - Powinniście się położyć - odparłam.
    - To dobry pomysł. - odpowiedział Ozera - Choć Lisso musisz się przespać.
    - Ty też - odparła morojka - A wy macie wolne.
    Oboje poszli w stronę swojego mieszkania a ja z Dymitrem w kierunku swojego. Gdy weszliśmy do domu spojrzałam na Dymitra.
    - To co robimy bo nie mam pomysłów. Nie spodziewałam się tego - powiedziałam.
    - Ja też się tego nie spodziewałem - odparł.
    Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Leciały wiadomości ze świata morojów. Ludzie myśleli, że na tym kanale leci jakiś serial lub film.
    - Dziś rano zostały znalezione ciała mężczyzny, kobiety oraz dziecka. Ciał nie można jak na razie zidentyfikować. Przeprowadziliśmy wywiad z jednym ze strażników, którzy znaleźli ciała. Strażnik twierdzi, że ciała zostały rozszarpane przez zwierzęta. 
     Dymitr podszedł do mnie. Musiał zobaczyć, że się przejęłam bo usiadł koło mnie i  przytulił do siebie. Było mi nie dobrze. Wtuliłam się mocniej w niego pozwalając łzom spływać mi po policzkach. Dymitr wyłączył telewizor i przytulił mnie mocniej.
    - To straszne - powiedziałam przez łzy. Przywykłam do zabijania strzyg, ale to było okropne. Pokazywali zdjęcia rozszarpanych ciał.
    - Wiem - odparł Dymitr. - Zapomnij o tych zdjęciach będzie ci lepiej. - Powiedział.
    - Spróbuję - powiedziałam przez łzy.
    - Nie próbuj, zrób to - powiedział miękkim głosem i pocałował mnie w czoło. Wtuliłam się w niego mocniej. Głaskał mnie po głowie. Próbował mnie uspokoić. 
    Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Dymitr wstał i otworzył drzwi a za nimi stali Lissa i Chrystian. Lissa wbiegła ao mieszkania we łzach. Pewnie też oglądała wiadomości bo usiadła koło mnie i się przytuliłyśmy. Chrystian wszedł o środka. Panowała ponura atmosfera i niezręczna cisza, którą przerwał hrystian.
    - Wy też widzieliście wiadomości tak?
    - Tak - odparł krótko Dymitr.
    - To było okropne - powiedziała Lissa powoli, ale nadal we łzach odsuwając się ode mnie. 
    - Wiem - powiedziałam. 
    - Zaparzę herbaty - odparł Dymitr kierując się do kuchni.
    Kiedy Dymitr przyniósł herbatę wszystkim trochę poprawił się humor.  
    Rozmawialiśmy prawie trzy godziny. Po wyjściu Lissy i Chrystiana musiałam się przejść. Dymitr chciał iść ze mną, ale powiedziałam mu, że muszę pobyć sama. Kiwną głową a ja wyszłam.
    Nie wiedzieć czemu weszłam do lasu znajdującego się na terenie dworu. Usiadłam pod jednym z drzew i zaczęłam głęboko oddychać, zaczęłam się zastanawiać jakie zwierze zostawiłoby takie ślady. Wilk nie poszarpałby tak ciał a para-pies nie zostawiłby ciał. Ślady łap kształtem wskazywały na wilka, ale są większe od śladów para-psa więc nie mam pojęcia co to jest za zwierze. Usłyszałam, że w krzakach ktoś coś mówi, ale nie słyszałam za doprze więc wstałam i po cichu podeszłam do krzaków. Schowałam się za drzewem i przysłuchiwałam się ich rozmowie.
    Stały tam dwie dziewczyny i jeden chłopak.
    - Jena to ważne. Gdzie go ukryłaś - spytała dziewczyna o długich brązowych włosach. - Proszę powiedz. Musimy go stąd zabrać zanim zrobi większą aferę. 
    - Nie powiem wam! - krzyknęła Jena. Miała długie kasztanowo rudawe włosy.
    - Wiktoria ona nam nie powie - odparła chłopak. On zaś miał blond włosy i był całkiem ładny.
    - Zak musimy go znaleźć - odparła Wiktoria. - Jena musimy go stąd zabrać. Wiesz, że znów tak się stanie jeśli tu zostanie. Zaczną szukać sprawcy a kiedy się na niego natkną to go zabiją lub on zabije ich.
    - Ale on czuje się tu wolny - odparła Jena.
    - On na kogoś poluje i zagraża bezpieczeństwu mieszkańcom tych okolic - odparł Zak. - Proszę pokarz nam gdzie on jest a gdy go stąd weźmiemy i postawimy przed radą nie będzie niebezpieczny. Uwierz nam.
    - Dobrze zabiorę was tam - odparła Jena.
    Ciekawe o co może chodzić? - pomyślałam.
    - Mamy towarzystwo - powiedział Zak idąc w moim kierunku. Zaczęłam uciekać a cała trójka biegła za mną. Byli szybsi ode mnie i próbowali zastawić mi drogę, ale wybiegłam z lasu. Potem już mnie nie gonili. Biegłam w kierunku mieszkania. Gdy wpadłam do domu Dymitr siedział ma kanapie. Musiał wyczytać z mojej miny, że jestem przerażona bo zerwał się z kanapy i podbiegł do mnie. Wziął mnie w swoje objęcia.
    - Co się stało? - Spytał prowadząc mnie w kierunku salonu. Posadził mnie na kanapie.
    - Byłam w lesie. Usłyszałam kogoś więc zbliżyłam się w kierunku krzaków - mówiłam. - Były tam trzy osoby. Dwie dziewczyny i jeden chłopak. Kogoś szukali. Nie wiem jakim cudem mnie usłyszeli.
    - Już dobrze - objął mnie i przytulił. - Musisz odpocząć. Idź do łóżka. - Powiedział.
    - Nie jestem zmęczona.
    - Pójdziesz dobrowolnie czy nie? - Spytał. Pokręciłam głową. - Dobrze - odparł.
    O co mu chodziło? Nie zdążyłam się spytać nachylił się i mnie pocałował. Odwzajemniłam pocałunek i zanim się spostrzegłam jednym zwinnym ruchem wziął mnie, i przełożył przez swoje ramie.
    - Dymitr puść mnie - powiedziałam.
    - A pójdziesz do łóżka? - Spytał.
    - Nie! Puść mnie!!! 
    - Niema mowy - odparł wchodząc po schodach. 
    - Puszczaj!!!! - zaczęłam się wyrywać.
    - Nie. Musisz odpocząć - powiedział dawnym głosem mojego mentora. 
    Byliśmy już w pokoju. Postawił mnie na podłodze. Próbowałam uciec, ale przy nim to niemożliwe. Złapał mnie i położył na łóżku. Uniemożliwił mi wstanie ponieważ przygwoździł mnie swoim ciałem.
    - Dobrze. Zostanę i spróbuje zasnąć. A propos, która jest godzina? - Spytałam.
    - Jedenasta wieczorem - odparł. - Pora już pójść spać.
    Spojrzałam przez okno. Słońce prawie było w zenicie.
    - Dobrze tylko się przebiorę - zszedł ze mnie i nieskrępowani przebraliśmy się. Położyliśmy się koło siebie. Dymitr wziął mnie w swoje objęcia zmniejszając odległość między nami.
    - Kocham cię Roza - wyszeptał mi to ucha.
    - Ja ciebie też towarzyszu - odpowiedziałam po czym odpłynęłam. 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Uhg......... Ale się rozpisałam. Mam nadzieje, że się podobało. Proszę o komentarze.

~Romitri

poniedziałek, 12 października 2015

Rozdział 2

    Następny rozdział. Mam nadzieje, że wam się spodoba. Proszę o komentarze.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

     Obudziłam się gdy dojechaliśmy na miejsce. Lissa i Jill jeszcze spały. Lekko je szturchnęłam. Zobaczyłam, że Serena i Michał wysiedli pierwsi. Eddie spojrzał się na mnie jak by pytał: ,,Pomóc ci?".
    - Idź ja je obudzę. - powiedziałam z uśmiechem.
    - Dobrze. - odparł mój przyjaciel i wysiadł z auta a ja ponowiłam próbę obudzenia przyjaciółek.
    - Liss, Jill już jesteśmy na miejscu. Wszyscy czekają. - powiedziałam a obie się obudziły.
    - Jak to? - spytała Jill
    - Już jesteśmy. - odparłam z uśmiechem
    - No szybko zleciało - odparła Lissa
    - Jechałyśmy 3 godziny. - powiedziałam - Wystarczająco by wzeszło słońce.
    - Ok tylko się przeczeszemy i wysiadamy. - powiedziała Jill a my spojrzałyśmy w lusterko, które Lissa zawsze nosi przy sobie. Zapomniałam, że spałyśmy trzy godziny w aucie i trochę nam się włosy potargały.
    - Masz racje. - powiedziałam - najpierw włosy potem zakupy.
    - Zgadzam się. - dodała Lissa
    Szybko uczesałyśmy włosy i wysiadłyśmy. Na szczęście zrobiłyśmy to w błyskawicznym tempie ale i też starannie. Miałyśmy świetnie ułożone włosy i nie było po nas widać, że przed 
chwilą wstałyśmy. Skierowaliśmy się do środka centrum handlowego cała trójka strażników 
 została z tyłu a ja, Lissa i Jill szłyśmy swobodnie. Lissa i ja zobaczyłyśmy nasz ulubiony sklep
z butami. Wzięłyśmy Jill i popędziłyśmy w jego stronę. 
    - Co to za sklep? - spytała zdziwiona Jill.
    - Nasz ulubiony - odparłyśmy razem z Lissą.
    Zaczęłyśmy chodzić w poszukiwaniu butów. Znalazłam prześliczne czarne koturny z ćwiekami. Postanowiłam je kupić. Lissa wybrała sobie białe balerinki, a Jill błękitne tenisówki.
Uznała, że ma już dość pantofli i balerinek. Nie dziwiłam się w końcu po jakimś czasie chodzenia w kółko w eleganckich butach też chciałabym zrobić sobie przerwę i włożyć normalne buty. Po zapłaceniu z buty poszłyśmy poszukać jakichś ubrań. Jill nagle się zatrzymała.
    - A to jest mój ulubiony sklep. - powiedziała - Możemy do niego wejść?
    - Oczywiście - odparła Lissa.
    - Może coś tu znajdziemy - powiedziałam z uśmiechem
    - Na pewno. - zapewniła nas Jill
    Gdy weszłyśmy do sklepu zobaczyłam jeansy. Ruszyłam w ich stronę a Lissa i Jill za mną.
Gdy wszystkie trzy podeszłyśmy do stoiska na którym znajdowały się jeansy wszystkie zaczęłyśmy szukać jakichś dla siebie. Znalazłam jeansy, które pasowały mi do butów, które przed chwilą kupiłam oraz krótkie jeansowe spodenki. Wzięłam je ze sobą i poszłam szukać jakichś bluzek i natrafiłam na biały T-shirt oraz szarą bluzę z kapturem do tego doszła katana.
    Stałam w kolejce do kasy kiedy wreszcie doszły do mnie przyjaciółki. Zapłaciłyśmy za zakupy potem jeszcze wstąpiłyśmy do jednego z sklepów kosmetycznych. Okazało się, że wszystkie lubmy ten sam sklep kosmetyczny. Weszłyśmy do niego i od razu zabrałyśmy się do roboty. Kupiłam cienie do powiek, krwistą szminkę, tusz do powiek, kredki do oczu o kolorach: czarny, ciemny niebieski, fioletowy, biały, złoty i srebrny. A na koniec kupiłam mój ulubiony błyszczyk do ust. Gdy stałyśmy przy kasie zobaczyłam perfum, który uwielbiałam. 
    - Podać pani coś jeszcze? - spytała kasjerka kiedy skończyła kasować moje zakupy.
    - Tak poproszę ten perfum Amor Amor. - powiedziałam a kasjerka skasowała go i zapłaciłam za zakupy. Czekałam aż Lissa i Jill zapłacą za swoje zakupy.
    Gdy byłyśmy już razem i szłyśmy z zakupami po galerii spojrzałam na telefon. Była 17:00 czasu ludzkiego.
    - Za niedługo będziemy musieli jechać. - powiedziałam - O 18:00 zaczyna się ściemniać.
    - Może pójdziemy na lody potem będziemy wracać ok?? - spytała Lissa.
    - W sumie to niezły pomysł. - powiedziałam
    - No to ustalone. - powiedziała Jill - Idziemy na lody. - wszystkie zaczęłyśmy się śmiać. Gdy się opanowałyśmy ruszyłyśmy w kierunku lodziarni.
   Wybrałam czekoladowe, truskawkowe i karmelowe lody. Lissa wybrała truskawkowe, limnkowe i waniliowe lody za to Jill wybrała czekoladowe, miętowe i śmietankowe. Gdy już zjadłyśmy nasze lody wyszłyśmy z centrum handlowego i ruszyłyśmy w kierunku samochodu, którym tu przyjechałyśmy.
    Na królewski dwór dotarliśmy w półtorej godziny ze względu, że zaczęło się ściemniać. Wzięłam swoje zakupy z bagażnika i pożegnałam się z przyjaciółmi. Poszłam w kierunku mieszkania. Gdy weszłam do środka zobaczyłam, że Dymitr już wrócił. Poszłam z zakupami do pokoju i położyłam je przy szafie. Usłyszałam jak drzwi łazienki się otwierają i w nich stał Dymitr. Miał na sobie spodnie z piżamy. Miał mokre włosy.  
    - Gdzie byłaś? - spytał swoim aksamitnym akcentam
    - Na zakupach z Lissą i Jill. - odparłam i mimowolnie ziewnęłam. 
    - Idź się umyj a ja poczekam. - powiedział.
    - Okey. - powiedziałam i wzięłam piżamę z szafy. Szybki prysznic dobrze mi zrobił. Przebrałam się i wyszłam z łazienki. Dymitr leżał na łóżku więc dołączyłam do niego.
    - Jak było na polowaniu? - spytałam
    - Dobrze. Twój ojciec i matka o wszystko mnie wypytywali. - powiedział.
    - A ty wszystko im powiedziałeś? - pytałam sie.
    - Nie wszystko. - odparł. Nachylił się nade mną i namiętnie pocałował.
    - Pewno jesteś zmęczona - powiedział kiedy skończyliśmy się całować - odpocznij.
    - Dobrze. - powiedziałam.
    Położył się koło mnie. Przyciągną do siebie i pocałował w czoło.
    - Dobranoc Roza. - powiedział Dymitr
    - Dobranoc towarzyszu. - powiedziałam i zasnęłam.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzisiaj troszkę dłuższy rozdział dlatego, że gdy byłam w szkole koleżanki trochę mnie zainspirowały. Proszę o komentarze i mam nadzieje, że wam się podobało ;)
~Rmitri 

sobota, 10 października 2015

Rozdział 1

    Z powodu tego, że dzisiaj miałam natchnienie postanowiłam jeszcze dzisiaj napisać rozdział.
A więc do dzieła. 
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Zerwałam się z łóżka bo byłam spóźniona na wartę. Gdy wychodziłam z łazienki Dymitr wstawał z łóżka. Pędem wpadłam do kuchni i zaczęłam robić sobie kanapki.
    Dymitr objął nie ramionami i pocałował w policzek na dzień dobry.
    - Gdzie się spieszysz? - spytał zatroskany.
    - Mam wartę. - odparłam
    - Tak o dwunastej. - odparł z uśmiechem - A jest siódma trzydzieści.
    - Myślałam że mam na ósmą - odparłam zdziwiona
    - Tak ale jest sobota. - odparł.
    Całkiem zapomniałam, że w weekendy mam na dwunastą. Oparłam głowę na jego ramieniu.
Co ja bym bez niego zrobiła? Dzięki niemu jestem szczęśliwa.
    - Jak tam twoje rany? - zapytał troskliwie
    - Coraz lepiej - Uśmiechnęłam się do niego.
    - Kiedy masz wizytę kontrolną? 
    - We wtorek.
  
4 godziny później:

    Śpieszyłam się do wyjścia. Dymitr miał dzisiaj jechać na "polowanie" z moimi rodzicami.
Mieli wyjechać o 15 akurat właśnie o tej kończyłam zmianę więc miałam jeszcze czas 
się z nim pożegnam.
    - Cześć Rose - Przywitał mnie Eddie mój najlepszy przyjaciel i akurat z nim miałam
zmianę. 
    - Hej Eddie. - powiedziałam - Co tam?
    - Dobrze a jak tam twoje zdrowie?
    - Jest coraz lepiej może nawet będę mogła przejść na moją normalną służbę obok Lissy.
    - Raczej jeszcze poczekasz. - odparł z uśmiechem. Szturchnęłam go żartobliwie w bok.
    - A skąd ty to wież?
    - Po pierwsze musisz przekonać Hansa i swoją matkę. Po drugie musisz przekonać Lissę.
    - Z tym to będzie większy problem. 
    Zmiana minęła mi szybko i zanim się obejrzałam już pędziłam się pożegnać z Dymitrem.
Dotarłam do naszego mieszkania. Wbiegłam po schodach i wpadłam do pokoju. Dymitr pakował plecak. Odwrócił się gdy weszłam do pokoju. Wpadłam mu w ramiona.
    - Uważaj na siebie. - powiedziałam
    - Ty też uważaj jak mnie nie będzie. Dobrze? - spytał zatroskanym głosem
    - Oczywiście towarzyszu. - pocałowałam go namiętnie u usta. On odwzajemnił pocałunek.
    Gdy wyjeżdżali cały czas myślałam o nim. Lissa podeszłą do mnie.
    - Hej Rose - przywitała nie - mam teraz wolny dzień może pojedziemy na zakupy ale nie jako 
strażniczka i podopieczna tylko dwie najlepsze przyjaciółki. Co ty na to? - spytała
    - Brzmi super. Nie pamiętam kiedy ostatnio byłyśmy razem na zakupach. - odparłam 
    - To kiedy jedziemy? - spytałam podekscytowana Lissa
    - Kiedy chcesz. - odparłam z uśmieczem
    - To za dwadzieścia minut u mnie w pokoju?
    - Będę. A kto z nami jedzie?
    - Jill, Michał, Eddie i Serena.
    - Dobry pomysł. To za dwadzieścia minut u ciebie.
    - Oczywiście. To na razie, Rose.
    - Do zobaczenia Wasza Wysokość. - powiedziałam
    - Rose! Ile mam ci powtarzać, że masz się do mnie zwracać Liss?
    - Dobrze już dobrze. Pa Liss.
    Gdy wróciłam do domu poszłam pod prysznic, przebrałam się w czyste ciuchy i odgrzałam
obiad, który zrobił Dymitr. Zostało mi pięć minut więc wyszłam z domu i skierowałam się do pałacu. Zapukałam do drzwi pokoju Lissy i usłyszałam:
    - Proszę.
    - Hej. - przywitałam się z przyjaciółką - Hej Jill.
    - Hej Rose jak się czujesz? - spytała mała przytulając mnie.
    - Już się mnie o to setki razy pytałaś. - odparłam z uśmiechem
    - Wiem po prostu się o ciebie martwię. Wszyscy się o ciebie martwimy.
    - Wiem. No cóż nie wątpię, że wy na pewno.
    - No to co? Idziemy do garażu gdzie czeka na nas reszta? - spytała Lissa.
    - Oczywiście - powiedziałyśmy razem z Jill.
    Wyszłyśmy i skierowałyśmy się do garażu gdzie czekali na nas Eddie, Michał oraz Serena.
Przywitaliśmy się ze wszystkimi i wsiedliśmy do auta. Ponieważ był ludzki dzień Lissa i Jill postanowiły się przespać. Poszłam w ich ślad i też postanowiłam się przespać. Czekała nas długa podróż.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
    Mam nadzieje, że pierwszy rozdział wam się podobał. Napiszcie w komentarzach czy wam się podobało czy nie. Jeżeli się wam nie podobało to napiszcie co mam zmienić. Proszę też
żebyście napisali w komentarzach jak często mają się pojawiać rozdziały i czy mają być długie 
czy krótkie. Pozdrawiam wszystkich czytelników. ~Romitri

Prolog

No więc zaczynamy. Nie wiem jak często mam wstawiać rozdziały więc proszę byście
napisali w komentarzach jak często chcecie żebym dodawała rozdziały. A teraz żeby nie przedłużać oto prolog.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Po koronacji Lissy wszyscy świętowali do białego rana (dla morojów). Ja i Dymitr poszliśmy 
wcześniej ponieważ jeszcze do końca nie wyzdrowiałam. Wyszliśmy z budynku i skierowaliśmy
się do naszego mieszkania, które znajdował się w pobliżu mieszkania Lissy i Chrystiana gdyby zaszła taka potrzeba. 
    - Jak się czujesz? - spytał troskliwie Dymitr.
    - Trochę zmęczona - odparłam zerkając na niego - A co??
    - Nic tak się pytam. Martwię się o ciebie Rose.
    - Nic mi nie będzie towarzyszu. - odparłam z uśmieszkiem.
    Dotarliśmy już pod drzwi mojego pokoju. I nagle przypomniało mi się jak mój ojciec i matka
chcą sobie porozmawiać z Dymitrem. Gdy weszliśmy do pokoju spojrzałam na Dymitra 
zaniepokojona.
    - Coś się stało Rose? - spytał
    - Moi rodzice- odparłam - chcą cię zabrać na polowanie i porozmawiać a wiesz jaki jest mój
ojciec i matka gdy są wkurzeni.
    - Wiem też, że się o ciebie martwią tak jak ja, i że nie chcieliby żeby coś ci się stało.
    - Ale tu chodzi o ciebie. Dymitr martwisz się o mnie a nie o siebie.
    - Roza - powiedział to swoim pięknym, aksamitnym, rosyjskim akcentem - dla ciebie przeżyje wszystko co twoi rodzice mają do powiedzenia na mój temat i temat naszego związku.
    - Ale uważaj w końcu zabierają cie na polowanie. - podeszłam do niego i położyłam mu ręce 
na piersi. Położył mi swoje ciepłe dłonie na tali i przyciągną do siebie.
    - Roza byłem szkolony jak unikać pocisków i kamuflować się w nieznanym terenie. - odparł 
z uśmieszkiem i pocałował nie namiętnie.
    - Moja matka z wami jedzie a z nią to gorsza sprawa. - powiedziałam patrząc mu głęboko 
w oczy. Te jego głęboko brązowe oczy tak strasznie podobne do moich.
    - Wiedzą, że raniąc mnie ranią ciebie. - powiedział.
    Przytaknęłam z uśmiechem i wtuliłam się w niego. Przyciągnął mnie jeszcze bliżej 
zmniejszając odległość między nami do minimum. Zwarliśmy się w pocałunku. Chciałam
więcej ale to on przerwał.
    - Nie dzisiaj jesteś wykończona. - powiedział patrząc na mnie. Nie miałam sił protestować
więc kiwnęłam głową w geście kapitulacji. Podeszłam do szafy i wzięłam piżamę. Skierowałam się w stronę łazienki. Wzięłam szybką kąpiel uważają na nie do końca zagojone
rany po postrzale. Zmieniłam bandaż ubrałam piżamę i wyszłam z łazienki by Dymitr mógł 
wejść. 
    Położyłam się na łóżku i czekałam aż Dymitr wyjdzie. Pięć minut później Dymitr położył się
 obok mnie a ja wtuliłam się w niego i zasnęłam.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
    Mam nadzieje, że wam się spodobało. Pamiętajcie by napisać komentarze bo to bardzo 
motywuje i pomaga pisać. 
    ~Romitri

piątek, 9 października 2015

Witam!

Witam na moim pierwszym blogu. Mam nadzieje, że wyjdzie mi wyjdzie. No więc zaczynamy
i mam nadzieje, że będziecie komentować bo to dopinguje i pomaga w pisaniu i poprawianiu
swoich błędów na przyszłość. Będę podpisywać się ~Romitri i mam szczerą nadzieje, że
mi pomożecie jeśli coś nie tak będzie z moimi opowiadaniami i jeżeli wam się nie spodoba
to nie będę pisać tego bloga ale to zależy od was.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- 
~Romitri