Muzyka

sobota, 31 października 2015

Rozdział 5

    Sory, że dawno nie wstawiałam rozdziałów. Szkoła mnie wykańcza. Ale cóż trzeba żyć dalej. Oto kolejny rozdział i tak po za tym MIŁEGO HALLOWEEN!!!!!!!!
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Miałam cudowny sen. Nie do końca pamiętam co mi się śniło ponieważ zostałam obudzona.
    - Rose wstawaj. Musimy iść. - Usłyszałam głos Jeny. Otworzyłam niechętnie oczy.
    - Co się dzieje? - spytałam.
    - Później ci powiem. Wstawaj i się ubieraj. - odparła.
    - Która godzina? - powiedziałam wstając z łóżka i biorąc czyste ubrania skierowałam się do łazienki.
    - Jedenasta waszego czasu. - Odparła dziewczyna.
    Wzięłam szybki prysznic, umyłam włosy i ubrałam czyste ubrania. Rozczesałam moje mokre włosy sięgające mi do pasa i związałam w wysoki kucyk. Wyszłam z łazienki i poszłam za Jeną na dół. Usiadłyśmy przy stole i czekałyśmy na Zaka i Wiktorie. W między czasie zrobiłam sobie kanapki z dżemem i masłem orzechowym. Zjadłam kanapki z Jeną i popiłyśmy wodą, która stała na stole.
    - Nareszcie - powiedziała dziewczyna gdy w kuchni zjawiła się długo wyczekiwana dwójka - Co tak długo?
    - Nie mogliśmy go zgubić - odparł Zak.
    - Kogo zgubić? - spytałam zdezorientowana.
    - Treya - powiedziała Wiktoria - Odkryliśmy, że to na ciebie poluje ale nie wiemy dlaczego.
    - Poluje na mnie? - spytałam przestraszona.
    - Tak dlatego cię tu zabraliśmy. Jesteś du bezpieczna. - Powiedziała Jena i uśmiechnęła się pokrzepiająco. 
    - Może chce cię zmienić - pomyślał głośno Zak a dziewczyny zgromiły go wzrokiem.
    - Jak to zmienić? - Nie wiem co o tym myśleć.
    - Gdy wilkołak ugryzie człowieka, dampira lub moroja ten przechodzi zmienia się w wilkołaka. Zyskuje moce takie jak my i może zmieniać postać. - Odparła Wiktoria.
    - Ale jest też ryzyko, że osoba ugryziona może nie przeżyć przemiany - odparł Zak.
    Nagle zrobiło mi się zimno i zobaczyłam czarne kropki przed oczami. Straciłam przytomność.

   Dymitr:

    Obudziłem się o dziesiątej. Rose już nie było w łóżku. Pomyślałem, że jest na dole. Wziąłem jakieś ciuchy z szafy i poszedłem wziąć prysznic. Gdy się ubrałem i zeszłem na dół ale Rose tam nie było. Miała mieć warte o dziesiątej. Przeszukałem cały dom i nigdzie jej nie było. W pokoju na nocnej szafce leżał jej telefon. Zawsze go brała gdy gdzieś szła i jej miało długo nie być.
    Pomyślałem, że może być u Lissy dlatego nie wzięła telefonu. Założyłem swój prochowiec i wyszedłem z mieszkania. Gdy dotarłem pod sypialnie królowej już wiedziałem, że ma gościa. Kłóciła się ze strażnikiem. Zapukałem do drzwi.
    - Proszę - powiedziała królowa.
    - Przepraszam Wasza Wysokość, że przeszkadzam - powiedziałem i zauważyłem Hansa.
    - Nic się nie stało. Hans już wychodził - powiedziała Lissa a Hans skłonił się i wyszedł.
    Hans jest szefem dworskiej ochrony. To wielki zaszczyt i obowiązek.
    - Co się stało Dymitr? - Spytała Lissa.
    - Otóż czy Wasza Wysokość... - nie dokończyłem ponieważ Wasylissa mi przerwała.
    - Dymitr ile razy mam ci powtarzać, że nie musisz mnie tytułować i masz się do mnie zwracać Lissa? - Spytała z uśmiechem.
    - Przepraszam moje wychowanie nie pozwala mi na to.
    Roześmialiśmy się. Kiedy się opanowaliśmy spytałem:
    - Nie widziałaś przypadkiem Rose? 
    - Nie, nie była jeszcze u mnie a coś się stało? - spytała Lissa.
    - Gdy się obudziłem jej już nie było a zostawiła telefon. - Odpowiedziałem. 
    - Może wyszła gdzieś w pośpiechu - powiedziała w zamyśleniu Lissa.
    I w tym momencie do komnaty królowej wpadł Eddi.
    - Musicie to zobaczyć - odparł młody strażnik. Wymieniliśmy z Lissą niespokojne spojrzenia i ruszyliśmy za Eddim.
    - Co się stało? - spytała Lissa gdy dochodziliśmy - Możesz nam wyja...
    Staliśmy jak wryci. Na chodniku obok wejścia do budynku straży była krew i obok niej leżał sztylet... Rose.
    - Przed chwilą gdy ja i strażnik Castile szliśmy do budynku straży zauważyliśmy to - Nagle koło nas pojawił się Hans i wskazał rękom krew oraz sztylet.
    - Sztylet należy do Rose. - Powiedziała Wasylissa - Wiem bo sama jej go podarowałam.
    - Krew też może być jej - dodał Eddi - Pobraliśmy już próbki do badań. Wyniki mają być za dziesięć minut. 
    -  Co tu musiało się stać? - Spytałem wpatrując się w dużą plamę krwi.
    - Strażniku Bielikow - zwróciła się do mnie Lissa - Można prosić na chwilę? 
    - Tak - oderwałem wzrok od krwi i skupiłem się na jej twarzy.
    Odeszliśmy w ustronne miejsce gdzie nikt nas nie usłyszy.
    - Jeśli Rose coś się stało to nigdy już sobie nie wybaczę. - Powiedziałem starając się panować nad sobą.
    - Spokojnie. - Powiedziała - Musimy sprawdzić co się stało i...
    - Co to jest?! - Usłyszeliśmy głos Hansa i się odwróciliśmy. - Wasza Wysokość, strażniku Bielikow spójrzcie na to - Hans podał nam kartkę, na której było napisane:
    "666-784-929 - zadzwońcie a spotkamy się tam gdzie nikt nie szuka nas stoi przepołowiony dąb. Godzinę ustalimy przez telefon. Czekamy".
    - Co to ma być?! - spytała Wasylissa.  
    - Nie wiem - odparł Hans - ale musimy się przekonać.
    - Podaj numer - powiedziałem.
    Zadzwoniłem. Czekałem trzy sygnały.
    - Więc znaleźliście kartkę. A już myślałam, że nie zadzwonicie. - Odpowiedział żeński głos w słuchawce.
    - Kim jesteś? - spytałem.
    - To na razie nieważne - odparła kobieta. - Ważne jest, na którą godzinę się spotkamy.
    Popatrzyłem na Wasylissę i wiedziałem co ma na myśli.
    - O dwunastej. - Odparłem.
    - Zgoda. - Odpowiedział żeński głos po drugiej stronie i się rozłączył. Do dwunastej została godzina więc przygotowaliśmy się do podróży.
    - Pytanie gdzie my znajdziemy przepołowiony dąb. - Powiedział Hans.
    - Przepołowiony dąb?... - powiedziała zamyślona królowa. - Wiem gdzie on jest. Na skraju miasta w przy lesie.
    - A skąd to wiesz? - Spytał strażnik Castile. 
    - Kiedyś wyrwałyśmy się z Rose na miasto bez mojej elity no i chciałyśmy się przespacerować po tutejszym lesie więc podjechałyśmy pod las i tam stał przepołowiony dąb.
    Spojrzałem na zegarek. Była 11:30. 
    - Ile zajmuje podróż? - spytałem.
    - 20 minut.
    - Musimy jechać.
    Szybko skompletowaliśmy drużynę. Poszliśmy do garażu i wsiedliśmy do dworskiego SUV - a. Ja, Hans, Eddi, Michał oraz Lissa. Ja i reszta nie chcieliśmy narażać królowej ale ona się upierała, że musi z nami jechać. Powiedziała, że jeśli Rose jest ranna będzie musiała ją uleczyć a po za tym jest jej najlepszą przyjaciółką i jej nie zostawi w takiej sytuacji.
    Dojechaliśmy na skraj miasta przy lesie zatrzymaliśmy się przy przepołowionym dębie, które wskazała nam królowa. Zostało 10 minut do północy. Czekaliśmy jakieś 5 - 8 minut gdy zobaczyliśmy nadjeżdżającą Hondę. Zaparkowali a z auta dziewczyna w wieku Rose. Za nią wysiadła chłopak. Dziewczyna miała długie kasztanowo rude, kręcone włosy. Chłopak miał krótko ostrzyżone blond włosy z kręconymi końcówkami. Chłopak razem z dziewczyną podeszli do tylnych drzwi samochodu i otworzyli je. Z samochodu wysiadła jeszcze jedna dziewczyna. Dech mi zaparło kiedy zobaczyłem, że dziewczyną, która wysiadła jest...Rose.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Uffff... Piąty rozdział za nami. Ale się rozpisałam. Mam nadzieje, że się podobało i proszę o komentarze bo one na prawdę pomagają mi w pisaniu. Do następnego rozdziału (mam nadzieje, że uda mi się go wstawić w tygodniu xD). 
~Romitri

3 komentarze:

  1. Super!
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super! Jestem ciekawa ci dalej! Szybko pisz następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniałe opowiadania koniecznie pisz dalej!!!

    OdpowiedzUsuń